Toffi, Zuzia i Kava :-)
-
- Posty: 0
- Rejestracja: wt lip 19, 2016 5:04 pm
Pani Kamelia K. jest już zgłoszona na "Czarnych kwiatkach" na Dogomanii. Napiszę i tutaj... tak ku przestrodze... może teraz będzie szukać psa "hipoalergicznego"...
[QUOTE=Agucha;14514668]Zgłaszam niejakąp. Kamelię K. z Katowic, dzielnica - Nikiszowiec, telefony z jakich może dzwonić: 888-867-2x8, 880-495-2x8...
Pełne dane na priv...
Kobieta pierwszy raz zadzwoniła do mnie 30 marca w sprawie adopcji Pinusia (banerek do wątku w moim podpisie), od tamtej pory telefonów było kilka, podczas rozmów multum zapewnień że psu bedzie jak w raju, że będzie rozpieszczany, chuchany, dmuchany i lepiej trafić nie będzie mógł! Odbyła się wizyta przed-adopcyjna - niby wszystko OK. Staneło na tym, że nic podejrzanego nie zauważono i trzeba dać ludziom szansę... Tym bardziej, że tak ciepło opowiadali o swojej poprzedniej suni, która przeżyła z nimi 13 lat i odeszła ze starości...
W miniony piątek, tj. 16 kwietnia, ok. godz. 12 - osobiście Pinusia zawiozłam do tych ludzi, pogadałam, wysłuchałam dokładnie tego samego co podczas licznych rozmów telefonicznych. Przywitała nas chyba cała rodzina, Umowe podpisali, obiecali, że 2x w miesiącu będę dostawać maile ze zdjęciami, a o wiele częściej maile z relacjami... Pani się popłakała "ze szczęścia" - ja szczęśliwa, że pies dobrze trafił wróciłam do domu...
W sobotę 17 kwietnia, o godz. 17 otrzymałam telefon, że p. Kamelia ma uczulenie na Pinka i mam go natychmiast zabierać! Więc poinformowałam, że psiuta bezzwłocznie zabieram do siebie, ale oni na własne konto muszą go przywieźć, bo nikt im nie będzie sponsorował codziennych przyjazdów i wyjazdów psa (od Rybnika do Katowic jest jakieś 60km, co w obie strony daje 120km...). Facet się zgodził, powiedział że przywiezie go pociągiem w niedzielę (dziś)...
Sobota 17 kwietnia, godz. 23:40 - telefon od tych ludzi, że oni Pinka nie oddadzą, bo "szanowna" Pani będzie się męczyła z katarem, zapchanym nosem itp, w imię miłości do tego psa! W ogóle kupa szlochów, żali, szantaży że i tak im psa nie zabiorę bo wedłUg Umowy mam takie prawo tylko wtedy gdy psu się krzywda dzieje... Wypominek, że jak ja śmiem ją oceniać, porównywać do innych ludzi, mierzyć wszystkich jedną miarą - jak ja jestem o wiele młodsza od niej i bardzo mało jeszcze w życiu widziałam! Cóż, nie wiedziałam że p. Kamelia ma 100lat... jakoś nie wyglądała za bardzo...
Facet bardzo niemiło ze mną rozmawiał i starał sie mnie pouczać... ale chyba sam nie wiedział o czym...
Stanęło na tym, że mają czekać do niedzieli na decyzję osób zaangażowanych w sprawę Pinusia, bo ja w sobotę o północy niczego nie załatwię... Rozmowa się skończyła.
Niedziela 18 kwietnia, godz. 7:20 rano (!) - kolejny telefon od Pana Marka, z informacją że on o 8:50 ma pociąg z Katowic i o 10 mam być na dworcu po Pinusia... "bo żona kazała mu jednak tego psa zawieźć i wie Pani - kobieta zmienną jest"... Krew mnie zalała. Pojechałam, odebrałam go, umowę adopcyjną porwałam, odwróciłam się na pięcie i tyle nas widzieli!
Pinka przywiózł p. Marek, tj. mąż niejakiej Kamelii... Ona sama nie raczyła odwieźć Pinka do mnie, w ramach rekompensaty i ... w imię miłości do niego. żENADA!
Oszczędzę sobie może komentarzy, bo to publiczne forum... Zgłaszam ich, bo mogą zacząć teraz szukać psa "hipoalergicznego"![/QUOTE]
[QUOTE=Agucha;14514668]Zgłaszam niejakąp. Kamelię K. z Katowic, dzielnica - Nikiszowiec, telefony z jakich może dzwonić: 888-867-2x8, 880-495-2x8...
Pełne dane na priv...
Kobieta pierwszy raz zadzwoniła do mnie 30 marca w sprawie adopcji Pinusia (banerek do wątku w moim podpisie), od tamtej pory telefonów było kilka, podczas rozmów multum zapewnień że psu bedzie jak w raju, że będzie rozpieszczany, chuchany, dmuchany i lepiej trafić nie będzie mógł! Odbyła się wizyta przed-adopcyjna - niby wszystko OK. Staneło na tym, że nic podejrzanego nie zauważono i trzeba dać ludziom szansę... Tym bardziej, że tak ciepło opowiadali o swojej poprzedniej suni, która przeżyła z nimi 13 lat i odeszła ze starości...
W miniony piątek, tj. 16 kwietnia, ok. godz. 12 - osobiście Pinusia zawiozłam do tych ludzi, pogadałam, wysłuchałam dokładnie tego samego co podczas licznych rozmów telefonicznych. Przywitała nas chyba cała rodzina, Umowe podpisali, obiecali, że 2x w miesiącu będę dostawać maile ze zdjęciami, a o wiele częściej maile z relacjami... Pani się popłakała "ze szczęścia" - ja szczęśliwa, że pies dobrze trafił wróciłam do domu...
W sobotę 17 kwietnia, o godz. 17 otrzymałam telefon, że p. Kamelia ma uczulenie na Pinka i mam go natychmiast zabierać! Więc poinformowałam, że psiuta bezzwłocznie zabieram do siebie, ale oni na własne konto muszą go przywieźć, bo nikt im nie będzie sponsorował codziennych przyjazdów i wyjazdów psa (od Rybnika do Katowic jest jakieś 60km, co w obie strony daje 120km...). Facet się zgodził, powiedział że przywiezie go pociągiem w niedzielę (dziś)...
Sobota 17 kwietnia, godz. 23:40 - telefon od tych ludzi, że oni Pinka nie oddadzą, bo "szanowna" Pani będzie się męczyła z katarem, zapchanym nosem itp, w imię miłości do tego psa! W ogóle kupa szlochów, żali, szantaży że i tak im psa nie zabiorę bo wedłUg Umowy mam takie prawo tylko wtedy gdy psu się krzywda dzieje... Wypominek, że jak ja śmiem ją oceniać, porównywać do innych ludzi, mierzyć wszystkich jedną miarą - jak ja jestem o wiele młodsza od niej i bardzo mało jeszcze w życiu widziałam! Cóż, nie wiedziałam że p. Kamelia ma 100lat... jakoś nie wyglądała za bardzo...
Facet bardzo niemiło ze mną rozmawiał i starał sie mnie pouczać... ale chyba sam nie wiedział o czym...
Stanęło na tym, że mają czekać do niedzieli na decyzję osób zaangażowanych w sprawę Pinusia, bo ja w sobotę o północy niczego nie załatwię... Rozmowa się skończyła.
Niedziela 18 kwietnia, godz. 7:20 rano (!) - kolejny telefon od Pana Marka, z informacją że on o 8:50 ma pociąg z Katowic i o 10 mam być na dworcu po Pinusia... "bo żona kazała mu jednak tego psa zawieźć i wie Pani - kobieta zmienną jest"... Krew mnie zalała. Pojechałam, odebrałam go, umowę adopcyjną porwałam, odwróciłam się na pięcie i tyle nas widzieli!
Pinka przywiózł p. Marek, tj. mąż niejakiej Kamelii... Ona sama nie raczyła odwieźć Pinka do mnie, w ramach rekompensaty i ... w imię miłości do niego. żENADA!
Oszczędzę sobie może komentarzy, bo to publiczne forum... Zgłaszam ich, bo mogą zacząć teraz szukać psa "hipoalergicznego"![/QUOTE]
Pinuś 3 maja jedzie do Bydgoszczy :smt038 :smt041
Zuzia ma nadal problemy z pęcherzem, ale za to psychicznie się podbudowała, uwielbia się bawić misiami i piszczącą piłeczką, nauczyła się "prosić na komendę, podgryza ręce przy zabawie - to nie ten sam pies :smt055
Toffi dziś zaliczyła pierwszą w tym roku kąpiel w rzeczce. Ubaw miała niesamowity i okrutnie z siebie dumna, zebrawszy ze 3 kg piachu ze ścieżki - wróciła do domu
Zuzia ma nadal problemy z pęcherzem, ale za to psychicznie się podbudowała, uwielbia się bawić misiami i piszczącą piłeczką, nauczyła się "prosić na komendę, podgryza ręce przy zabawie - to nie ten sam pies :smt055
Toffi dziś zaliczyła pierwszą w tym roku kąpiel w rzeczce. Ubaw miała niesamowity i okrutnie z siebie dumna, zebrawszy ze 3 kg piachu ze ścieżki - wróciła do domu
-
- Posty: 0
- Rejestracja: wt lip 19, 2016 5:04 pm
W środę kocur - rezydent osiedlowy - ugryzł moją córkę, gdy ta chciała go pogłaskać... Skończyło się na przesiedzeniu połowy dnia chirurgii i na tym, że dziecko od 4 maja zaczyna serię bolesnych zastrzyków
2dni czatowałam, żeby tego gnojka złapać, ale zapadł się jak kamień w wodę... wczoraj cały dzień spędziłam na obchodzie osiedla, dzwoniłam do schroniska żeby przyjechali, ale tam dowiedziałam się że mam zadzwonić na Straż Miejską i dopiero gdy SM zadzwoni do schronu oni mogą po zwierzę przyjechać...
Przyjechali chłopcy z SM i rozłożyli ręce bo kota nie było i mam ich wezwać gdy go złapię, albo będę w stanie przetrzymać do ich przyjazdu - wtedy oni zadzwonią po kogoś ze schronu... MASAKRA JAKAś!
Pochodziłam po sąsiadach, poprosiłam o pomoc i udało się pod wieczór kota zagonić do klatki i złapać... Na szczęście szybko przyjechali ze schronu i zabrali go na obserwację 16-dniową...
Zobaczymy co z tego wyniknie... Szkoda mi dziecka Pluję sobie w brodę, że nie zaszczepiłam w niej strachu do obcych zwierząt, ale z drugiej strony - co by to dało?! Moje dzieci wiedzą, że zwierząt się nie zaczepia gdy tego nie chcą, odpoczywają, śpią, jedzą itp... Tego akurat nie mogłam przewidzieć...
żeby tego było mało - moja Toffi własnie wychowuje... piszczącą marchewkę! Dostała ciąży urojonej i po raz kolejny pluję sobie w brodę, że nie ciachnęłam jej w marcu tak jak planowałam...
Odwlekłam zabieg dlatego, bo Pinka miałam po kastracji i przyszła do nas jeszcze Zuzia... nie chciałam ryzykować i nie miałam głowy do tego... to teraz mam ...
2dni czatowałam, żeby tego gnojka złapać, ale zapadł się jak kamień w wodę... wczoraj cały dzień spędziłam na obchodzie osiedla, dzwoniłam do schroniska żeby przyjechali, ale tam dowiedziałam się że mam zadzwonić na Straż Miejską i dopiero gdy SM zadzwoni do schronu oni mogą po zwierzę przyjechać...
Przyjechali chłopcy z SM i rozłożyli ręce bo kota nie było i mam ich wezwać gdy go złapię, albo będę w stanie przetrzymać do ich przyjazdu - wtedy oni zadzwonią po kogoś ze schronu... MASAKRA JAKAś!
Pochodziłam po sąsiadach, poprosiłam o pomoc i udało się pod wieczór kota zagonić do klatki i złapać... Na szczęście szybko przyjechali ze schronu i zabrali go na obserwację 16-dniową...
Zobaczymy co z tego wyniknie... Szkoda mi dziecka Pluję sobie w brodę, że nie zaszczepiłam w niej strachu do obcych zwierząt, ale z drugiej strony - co by to dało?! Moje dzieci wiedzą, że zwierząt się nie zaczepia gdy tego nie chcą, odpoczywają, śpią, jedzą itp... Tego akurat nie mogłam przewidzieć...
żeby tego było mało - moja Toffi własnie wychowuje... piszczącą marchewkę! Dostała ciąży urojonej i po raz kolejny pluję sobie w brodę, że nie ciachnęłam jej w marcu tak jak planowałam...
Odwlekłam zabieg dlatego, bo Pinka miałam po kastracji i przyszła do nas jeszcze Zuzia... nie chciałam ryzykować i nie miałam głowy do tego... to teraz mam ...